New: 🍿 #78: Rafeal Nadal, 4% roku, francuskie jogurty oraz inspirująca rozmowa o językach obcych
Wystarczyły dwa tygodnie, by prawdziwie zatęsknić i się zregenerować. To zaledwie 4% roku, co w porównaniu do pozostałych 96% wygląda jak… skromne nic. Mowa o 14 dniach, które i tak są jedynie połową przysługującego nam oficjalnie urlopu i niewielką częścią wszystkich dni wolnych, które mamy do dyspozycji. W 2024 roku jest ich aż 113. Sporo, nie? Wyobraźcie sobie, jak wydajnie można by pracować, gdyby nauczyć się tak dobrze wykorzystywać każdy wolny dzień, tak jak udało mi się to właśnie teraz. Regeneracja i potem POWER na 110%. Regeneracja i znów 110% możliwości.
Zupełnie na świeżo spróbuję przeanalizować dla Was to, co właśnie sam doświadczyłem, tylko po to, by pomóc Wam działać wydajnie przez cały rok. W ramach dni, które wszyscy mamy do dyspozycji.
PRZYGOTOWANIE
Problemem większości ludzi jest myślenie, że bez nich nic się nie dzieje. Że świat się zawali i że sprawy wymkną się spod kontroli tylko dlatego, że ich nie ma. Wiele lat temu sprawdziłem to na sobie podczas majówki. Byłem wtedy dyrektorem na Europę Środkowo-Wschodnią odpowiedzialnym za ponad 20 rynków i trzy zespoły w trzech różnych krajach. To była ważna funkcja i praca wymagająca ciągłej obecności.
Zanim wyjechaliśmy na tydzień do Turcji zdążyłem poinformować najważniejszych partnerów o moim urlopie, a stałe zadania zdelegować na współpracowników. Wszyscy wiedzieli kiedy jadę i na jak długo. Autoresponder pozostawiony na mailu tylko potwierdzał moją nieobecność i informował piszące do mnie osoby, co stanie się z ich wiadomością. I wiecie co się stało? Nic. Kompletnie nic. Mój telefon leżał przez cały czas w pokojowym sejfie, a ja (to najtrudniejsza część) starałem się zerkać na niego nie częściej niż raz dziennie. Tylko po to, by ostatecznie dowiedzieć się, że wszystko jest ogarnięte tak, jak należy.
Tak było i w tym roku. W czerwcu i w lipcu poinformowałem zainteresowane osoby, kiedy i jak długo mnie nie będzie, umówiłem się z klientami na kontakt w określonym terminie po urlopie, wcześniej dopiąłem ważne sprawy do końca, ustaliłem, kto co ma robić, kiedy mnie nie będzie (choćby z mniejszą częstotliwością) i pojechałem. I wiecie, co się stało? Znów nic. Nikomu korona z głowy nie spadła, a ja mogłem skupić na upragnionym wypoczynku i na poznawaniu świata.
Słowo klucz: przygotowanie.
ZMIANA MIEJSCA
Już niewielka zmiana pozwala odciąć się od codzienności, a miejsce jest w tym aspekcie niezwykle ważne. Będąc poza swoimi rewirami szybko zapominamy o swojej pracy, choćby była najlepszą na świecie (tak sam postrzegam swoją).
W tym roku zmiana miejsca była spotęgowana również zmianą warunków funkcjonowania. Moja wyprawa offroad’owa po najważniejszych parkach narodowych Stanów Zjednoczonych, noclegi na dziko, często przez długi czas poza zasięgiem jakiejkolwiek sieci, bez dostępu do bieżącej wody, o prysznicu czy elektryczności nawet nie marząc - to wszystko sprawiło, że nie tylko doceniłem codzienne życie, ale również zatęskniłem za moją domową rutyną. Za zwykłymi dobrodziejstwami, którymi otaczamy się każdego dnia, a których często nie zauważamy. Wystarczyło zmienić miejsce, punkt patrzenia, przestać kręcić się w kółko po tych samych przestrzeniach, aby zatęsknić za swoim. Za tym, co nasze, co lubimy i do czego po takiej podróży z przyjemnością wrócimy.
Słowo klucz: zmiana miejsca
ZMIANA OTOCZENIA
A dokładnie rzecz ujmując - ludzi. Ze względu na miejsce, w którym byłem, miałem do czynienia nie tylko z innym sposobem myślenia, ale również codziennym językiem, w którym funkcjonowałem. Słuchałem zatem o amerykańskim starciu Biden-Trump, a potem o szansach Kamali Harris na zastąpienie Joe Bidena tuż po postrzeleniu Trumpa (byłem akurat w tym momencie w Denver w Colorado). Obserwowałem jak funkcjonuje amerykański świat poza Nowym Jorkiem czy Miami, zachwycałem się tym, że w każdej, absolutnie każdej restauracji podaje się za darmo nieograniczoną ilość wody, za co w Polsce kasuje się przecież grube pieniądze oraz ludźmi będącymi obok nas. Gotowymi wydać sporo gotówki na sprzęt, który daje im wolność podróżowania w naprawdę dobrych warunkach. My wydajemy pieniądze na domy i ogrody, oni na potężne kampery, które śmiało można by było nazwać luksusowymi autobusami do życia na stałe.
No i język, nowe doświadczenia z nim związane, więcej luzu w gadce i potwierdzenie sobie, że dzisiejszy świat, poza tym naszym małym polskim piekiełkiem jednak wymaga jego dobrej znajomości. Bez niego nie istniejemy. Nie ma komunikacji, nic nie załatwimy, niczego się nie dowiemy, nikogo nie poznamy. To jak jechanie w piękne góry z opaską na oczach. Poczujesz powiew świeżego powietrza, będziesz tam osobiście, ale trochę po omacku. Język to budowanie relacji i możliwości. A nowa codzienność za granicą pozwala to wykorzystać i zmusza do bycia coraz lepszym.
Słowo klucz: zmiana otoczenia
W momencie, kiedy piszę te słowa jestem po 14 dniach pobytu w USA. I gdybyście mnie zapytali, czy chcę zostać tu jeszcze jeden tydzień (a tak będzie) czy wrócić już do domu, bez wahania wybrałbym Polskę. I nie dlatego, że jest mi tu źle. Ale z powodu dobrze wykorzystanego czasu, wcześniejszego przygotowania do urlopu, zmiany miejsca oraz otoczenia. Stęskniłem się za domem, codzienną rutyną, pracą, znajomymi pozostawionymi w Polsce i moim zwykłym życiem.
Te 2 tygodnie to zaledwie połowa ustawowego urlopu (jeśli jesteście na etacie), jeszcze mniej, jeśli wliczymy w to weekendy i 4% całego roku. Realnie w 2024 roku do wykorzystania mamy 113 dni wolnych od pracy, więc możliwości stworzenia sobie mini-urlopów jest bardzo dużo. I o ile nie często możemy pozwolić sobie na dwutygodniowy wyjazd, o tyle, co w moim życiu było często (ostatnio za rzadko) praktykowane, moglibyśmy w każdym miesiącu stworzyć mini-wakacje, choćby były jedynie weekendem lub jego przesłużoną wersją. A to oznaczałoby 12 urlopów w roku, co wydaje się wręcz luksusem i rzeczą niemożliwą do zrealizowania. A jednak. Zaraz podam Wam przykłady.
Jeśli przygotujecie się do tego mentalnie, w miarę możliwości zmienicie na chwilę miejsce oraz ludzi, a może nawet język, tęsknota za codziennością będzie wracać ze wzmożoną siłą. A to będzie oznaczać tylko jedno: chęć działania, radość z wykonywanej pracy i znacznie większą wydajność. Być może działanie na 110%, którego doświadczamy po jakimś motywującym nas wydarzeniu, spotkaniu czy inspirującym szkoleniu. Chcemy wtedy działać, coś robić, coś organizować…
Wychodzę z założenia, że nawet wypad nad jezioro ze znajomymi w weekend potrafi wiele zmienić. Albo, o ile nas stać, tzw. city-break w Rzymie czy Barcelonie na 3-4 dni włączając w to piątek, sobotę, niedzielę i być może poniedziałek. Kilka dni ze zmianą miejsca, otoczenia, być może języka mogą być iskrą nie tylko do stworzenia ciekawego życia, ale również do wyjątkowej codziennej wydajności. Bo właściwie cały czas o nią tu chodzi.
W drugiej połowie roku mam zamiar ją tworzyć jeszcze bardziej świadomie. Wpływać na moją osobistą wydajność jeszcze mocniej, właśnie poprzez tworzenie mini-urlopów. W sierpniu to 2-dniowy wypad na koncert Adele do Monachium, tydzień ze znajomymi na Mazurach w formule workation (połączenie słów work i vacation) oraz weekend w Zakopanem na zaproszenie przyjaciela z okazji 40-lecia jego firmy. W teorii to dwa dni robocze (koncert jest w środku tygodnia). W praktyce aż trzy mini-urlopy. Po co?
By cieszyć się życiem (nigdy nie wiesz, ile ci zostało) i aby pracować z większą wydajnością wtedy, kiedy pracować trzeba. Niby proste, a jak mało osób to rozumie.
Pomyślcie o tym podczas nachodzącego weekendu. Może właśnie piątek rano jest na to idealnym momentem?
Pozdrowienia z Moab w Utah 🇺🇸
MARZENIA SIĘ SPEŁNIA
Wyobraźcie sobie pracować na co dzień z kimś, kto jeszcze chwilę temu był waszym guru i niedoścignionym marzeniem. Albo jeszcze lepiej - stanąć z nim ramię w ramię, jak równy z równym w walce o jeszcze większe marzenia.
Uwielbiam historie takie jak ta Carlosa Alcaraza - hiszpańskiego tenisisty, który kilka lat wcześniej zrobił sobie pamiątkowe zdjęcie ze swoim idolem Rafaelem Nadalem.
Przenieśmy się kilka lat do przodu. W 2024 na Olimpiadzie w Paryżu to właśnie oni dwaj stworzyli duet, który walczy o złoty medal IO. Marzenie chłopca stało się rzeczywistością. Nie tylko znów spotkał swojego idola, ale również stoi z nim ramię w ramię w bitwie o wielkie marzenia.

Dlaczego o tym piszę? Bo wielu z nas nie robi tego, co zrobił Carlos Alcaraz. Poprzestaje na marzeniach, nigdy nie przechodząc do ich realizacji. I jestem pewny, że po drodze przeżywał niejednokrotnie trudne chwile i wątpliwości. Ale ciężką pracą i konsekwencją dotarł tam, gdzie marzył dojść. Trening za treningiem. Turniej za turniejem. Porażka za porażką i wygrana za wygraną. Rok za rokiem. Trwał i dziś jest na ustach całego świata. Nie tylko ze względu na wygraną niemal trzy tygodnie temu w Wimledonie, ale również na bycie w parze z legendą tenisa Rafaelem Nadalem.
I wiecie co? Każdy z nas jest małym chłopcem z marzeniami. Pytanie jest czy jesteście dostatecznie zdeterminowani, by po nie sięgnąć. I czym one właściwie w waszym przypadku są? Ja mam swoje. Jakie są wasze?
KOMUNIKACJA W JĘZYKU OBCYM NA JOGURCIE
Językowo i marketingowo genialna rzecz. Za każdym razem, kiedy brałem do ręki nowy słoiczek z jogurtem, zastanawiałem się, czego się dziś nauczę? Jakie zwroty w języku obcym poznam?
W Stanach poznałem francuską markę jogurtów, która zachwyciła mnie swoim podejściem do komunikacji. Raczej nie chodziło im o języki obce, a bardziej o zbliżenie klientów do kraju pochodzenia jogurtów. Napisy na spodzie wieczka były dwujęzyczne, za każdym razem naciskając na słowo OUI (pl: TAK), które jest jednocześnie nazwą jogurtu. Wszystko po to, aby przyzwyczaić klientów do odpowiedniego wyboru. Dla mnie Polaka była to okazja do czytania po angielsku i francusku.
Jeśli pracujecie w marketingu któregoś z producentów produktów spożywczych (niekoniecznie jogurtów), podrzućcie w swojej firmie pomysł na połączenie edukacji, dobrego smaku oraz ciekawości do codziennego odkrywania języków obcych. Jeśli będę mógł w tym pomóc, służę swoją wiedzą. W zależności od kraju pochodzenia lub krótkoterminowej strategii można z tego stworzyć fajny pomysł na zwiększenie sprzedaży + przemycenie języków obcych (kto się ich nie uczy?) wśród Polaków poprzez ciekawość w odkrywaniu czegoś nowego pod wieczkiem produktu.
Kiedy sam chwytałem po kolejny słoiczek jogurtu, z niecierpliwością zaglądałem pod wieczko, by sprawdzić, na co dziś trafiłem. I właśnie ten efekt ciekawości o kolejne zdanie w języku obcym (oraz oczywiście smak) w jakiś sposób wpływał na zakup kolejnych jogurtów.
ZRÓB Z ŻYCIA ARCYDZIEŁO
Na zaproszenie Magdaleny Daniłos, którą od lat cenię za wiedzę marketingową oraz za umiejętność pięknego formułowania wypowiedzi, znalazłem się jako gość na planie podcastu “Zrób z życia arcydzieło”. To video podcast, tworzony nie tylko przez nią, ale również Fryderyka Karzełka, Barbarę Lech oraz Annę Oszajcę, do którego trafiają goście budujący swoje życie w sposób wyjątkowy. Tym bardziej cieszę się, że również i ja zostałem zaproszony, a naszą ponad godzinną rozmowę o wielu różnych sprawach, o językach obcych i robieniu z życia arcydzieła możecie zobaczyć już teraz.
SMALL TALK ORAZ CODZIENNOŚĆ
To nieodłączne elementy podróży. Niezależnie od tego, na jakim jesteśmy poziomie, każdego z nas to dopada. Po hiszpańsku, włosku, niemiecku czy angielsku. Zawsze dzieje się to samo.
Pracując z innymi 1:1 w Programie Premium często tłumaczę, że na pytanie “How are you doing?” nie wystarczy odpowiedzieć “I’m fine” (choć to wyrażenie nie do końca jest dobre”), bo można urazić tym drugą stronę. Powyższe pytanie jest właściwie nie pytaniem, a formą przywitania, która wymusza zainteresowanie drugą stroną. I tak należy to potraktować. Nigdy jako zaproszenie do tego, abyście opowiedzieli historię od dziadka w górę aż do dzisiaj. Wczoraj pewna Amerykanka odpowiedziała mi “Not bad” i automatycznie zapytała mnie o moje samopoczucie. I właśnie tak to powinno wyglądać. Krótko, miło… zawsze jako przywitanie.
W angielskiej wersji Human Mind (jest jeszcze Español, dla tych, którzy chcą nauczyć się mówić po hiszpańsku) to właśnie na praktyczną stronę języka kładę główny nacisk. I za każdym razem, kiedy jestem w podróży, szukam nowych, prawdziwych źródeł do pracy nad językiem. Zerknijcie np. na to menu, które wkrótce trafi do Human Mind i do czego za darmo będą mieć dostęp dotychczasowi użytkownicy. Jedno z ćwiczeń będzie polegać na wyborze pozycji z karty oraz zamówieniu jej w sposób bardzo naturalny. Oczywiście, podpowiem, jak to zrobić, dając jak zwykle kilka praktycznych przykładów.
Zatem… może spróbujecie zamówić sobie co najmniej jedno z poniższych dań? A dla utrudnienia zapytacie o wielkość porcji, o alergeny lub rekomendacje, gdybyście chcieli tym razem zjeść VEGE?
Jeśli szukacie dobrego źródła nauki języka angielskiego lub hiszpańskiego, Human Mind (platforma wg mojego systemu nauki języków) będzie dla was fajną i jasną ścieżką do opanowania któregoś z obu języków.
ACTION vs. INDECISION
Czasem mówimy: “To nie ma sensu”, choć zwykle później okazuje się, że zawsze coś z tego wychodzi. Ostatnio w dwóch różnych miejscach w ręce wpadł mi dobry tekst oraz grafika:
“When you’re writing and you think you’re not getting anything good, what you’re actually doing is you’re assembling firewood for the moments where that second thing happens. You’re assembling firewood for the moment when the truth is ready to come out. And so none of it is wasteful. Nothing ever happens on the spot.” -
John Mayer, an American songwriter, guitarist, and musician. He has won several Grammy awards.
Zatem… nawet, kiedy wydaje nam się, że nic nie idzie, faktycznie budujemy nowy potencjał pod przyszłe działania. Doskonale ujęła to również Codie Sanchez w swoim ostatnim newsletterze. Jeśli nie podejmiecie żadnej decyzji, nic się nie zmieni. Ale kiedy podejmiecie akcję i nawet czasem zrobicie dwa kroki w tył, w rzeczywistości się rozwijacie.
NA KONIEC FAJNY CYTAT
“Był taki czas, gdy ciągle się spieszyłam. Na przykład jechałam tramwajem i chciałam, żeby on jechał jeszcze szybciej. Miałam ten pośpiech w sobie. I nagle pomyślałam: “Zaraz, dokąd ja się tak śpieszę? Przecież na końcu czeka mnie trumna.” (śmiech)
Pozbądź się tego wewnętrznego biegu. Oglądaj świat, obseruj, co się dookoła ciebie dzieje, bo życie mamy jedno, a przecież we wszystkim można znaleźć tyle piękna. Właściwie samo to, że się żyje, jest już czymś cudownym. Wiele głupot narobiłam, ale co się będę przejmować tym, co nieodwracalne?”
- Danuta Szaflarska (1915-2017)
Dzięki, że dotarliście aż tu. Do zobaczenia za tydzień! Trzymajcie się.
Piotr
Dzień dobry, planuje Pan podzielić się trochę swoim wyjazdem do Stanów? Może w formie podcastu? Jakieś ogólne wskazówki, inspiracje, najciekawsze i najgorsze zdarzenia z wyjazdu? Jestem bardzo ciekawa i myślę, że nie tylko ja byłabym zainteresowana.